Karnawał zepsuty Uśmiech z twarzy kibiców zniknął. Trwał trzy dni. W piątek awans Pogoni, a w poniedziałek wstyd i rozczarowanie. Kibice nie obejrzą meczu reprezentacji Polski na żywo w Szczecinie - jestem tego pewien, co najmniej 10 lat. Stadiony w kraju rosną, ale paradoksalnie to miała być szansa dla podtrzymywanego przy życiu budowlanego trupa z Twardowskiego. Przecież, gdyby nie zaawansowane prace w Poznaniu, Warszawie, czy Krakowie, które dyskwalifikują te stadiony z organizacji zawodów poważnej rangi, do portowego miasta biało-czerwoni nie zawinęliby na pewno. A tak, mecz z Irlandią Północną miał być świętem dla całego regionu, w którym najlepszym klubem jest drużyna z 'egzotycznej' ligi futbolu amerykańskiego. Warunkiem była jedna mała trybunka dla kilkudziesięciu oficjeli i dziennikarzy. I co? Pstro - nie da rady. Przypomnę, że rok temu w podobnych okolicznościach Szczecin nie dostał finału Pucharu Polski, bo na boisku wymieniano murawę. Nie zdziwię się, jeśli kolejne ciekawe widowisko będzie odwołane, bo ekipy remontowe wezmą się za jupitery, czy malowana będzie brama wjazdowa, albo nie uda się zamówić przenośnych toalet typu Toi Toi. Nie ma 'trybunki', miał być stadion - tłusta, śmierdząca kiełbasa Specjaliści szacują, że w Szczecinie piłką nożną i losami Pogoni interesuje się ponad 50 tys. osób. Pamiętam zapowiedzi rządzących dziś miastem, że pierwsi przed Euro 2012 zbudujemy stadion. Wizje, obietnice, urny wyborcze, potem stołki w magistracie i koniec. Stadionu nie będzie dłużej niż meczu reprezentacji - tego też jestem pewien. Dziś - po problemach z murawą, czy trybunką wszystkie zapowiedzi i wizje (oby nie narkotyczne, choć tego po wybrykach 2 znanych samorządowców we wrześniu zeszłego roku, nie można już wykluczyć) odbieram jako obrzydliwą kiełbasę wyborczą. Zagadka - dlaczego złą politycznie informację o braku chętnych na budowę trybunki miasto podało w poniedziałek, mimo, że było wiadomo tydzień wcześniej, bo wtedy minął termin składania ofert. Odpowiedź - w niedzielę były wybory. Pogoń i przepędzony sklepikarz Na koniec o tym, o czym miało być na samym początku. Pogoń wraca na salony. Co prawda takiej drugiej klasy, ale to i tak niebagatelny sukces. 2 lata temu zastanawiałem się, czy z niczego można w Szczecinie zrobić coś. Nie mówię oczywiście o wizjach na 2050 roku (przypomnę: kto wie, czy znów nie narkotycznych), tylko o czymś namacalnym. No i można, choć w powodzenie budowy nowej Pogoni nie wierzyłem i byłem wściekły, że nie przyjęliśmy miejsca w lidze od Drzymały. Ale do rzeczy. Pogoń zaskakuje mnie od kilku tygodni jakością gry. Mecze są po prostu ciekawe, choć gra na remis z Janikowem wyprowadziła mnie z dobrego nastroju. Awans jest - kibice i oficjele w mieście cieszą się. Tu kolejna ciekawostka - dziwnym trafem wieczory wyborcze partii, która decyduje o losach Szczecina odbywają się w jednym z klubów jednego z właścicieli Pogoni, a w mieście mówi się, że sukces drużyny jest ważny przed kolejnymi wyborami, bo w stadion już nikt nie uwierzy. Ale to może tylko dziwne skojarzenia (gwarantuję: nie narkotyczne), ale kibice mają znów kogo dopingować. Z kibicowaniem bywa jednak różnie. Do Zielonej Góry, gdzie praktycznie zapewniliśmy sobie awans pojechało blisko 1000 szczecinian. Brawa za pociąg specjalny, w którym można było kupić coś do picia i jedzenia. Na stadionie brawa należały się już tylko piłkarzom. Najpierw kibice przepędzili sprzedawcę kiełbasek - kilkadziesiąt osób obeszło się smakiem po ciepłym kawałku mięsa. Potem kilku fanów Pogoni zdecydowało się oglądać zawody z płyty boiska, co groziło walkowerem dla Zielonej Góry i końcem marzeń o awansie. Na koniec, kiedy zaczął padać deszcz - Kilkudziesięciu 'wiernych' fanów - zamiast oglądać walkę o awans, schowało się przez ulewą. Jakie miasto, tacy kibice, choć tych drugich łatwiej zrozumieć, bo im za mądrość nikt nie płaci. Michał Fit TVP Szczecin fot. Dariusz Aniołkowski |
|