Szok i niedowierzanie. Za zgodą autora tekstu, publikujemy cały artykuł z Przeglądu Sportowego. Dziennikarzowi udało się dojść do kulis rozstania się z kierownikiem Pogoni - Ryszardem Mizakiem.
Podczas sobotniego spotkania Portowców z Lechem Poznań na stadionie zabrakło dwóch bardzo ważnych osób związanych od lat z Pogonią, współwłaściciela klubu Grzegorza Smolnego i Ryszarda Mizaka. Pierwszy kilka tygodni temu w dziwnych okolicznościach złożył dymisję z funkcji wiceprezesa i dyrektora sportowego klubu. Mizak przez kilkanaście lat był kierownikiem Pogoni. I w równie tajemniczych okolicznościach został klubie najpierw zawieszony, a następnie urlopowany.
Na jednym z płotów podczas spotkania z Lechem kibice wywiesili bawełnianą płachtą z byle jak napisanym zwrotem:’ “Grzegorz Smolny dziękujemy”. O tym, żeby w jakikolwiek sposób podziękować Mizakowi zapomnieli nie tylko kibice.
Choć w klubie nikt nie chce tego oficjalnie potwierdzić losy obu działaczy były ostatnio ze sobą bardzo powiązane, a ich wspólne odejście nie było przypadkowe. W Szczecinie aż huczy od plotek. Wszystko zaczęło się od wizyty prezesa klubu Jarosława Mroczka na obozie Pogoni w Pogorzelicy. Szef klubu zarzucił ponoć Mizakowi finansowe nieprawidłowości. Nie było jednak na to żadnych dowodów, a jedynie sugestia ze strony Smolnego. Wiceprezes klubu wprost zarzucił Mizakowi, że ten nie rozliczył się z przekazanych mu przez niego środków finansowych. W grę wchodziło kilkadziesiąt tysięcy złotych. - Naszego kierownika potraktowano fatalnie. Otrzymał nakaz natychmiastowego spakowania się, opuszczenia obozu i stawienie się na następny dzień rano w klubie. Polecono mu żeby do Szczecina wracał PKS. Ostatecznie został przez masażystę odwieziony prywatnym samochodem zawodnika - powiedział nam jeden z piłkarzy Pogoni. Nagłe odwołanie Mizaka przyjęto z konsternacją. Dla wszystkich w zespole było to szokiem. Mizak konsekwentnie zaprzeczał zarzutom. Natychmiast oddał do klubu laptopa i służbowy telefon. Do dziś unika kontaktu z mediami. Udało nam się jednak ustalić, że przez kolejne dni podawany był w klubie naciskom i regularnie przesłuchiwany. - Robiono mu wodę z mózgu, aby tylko przyznał się, że przyjął jakieś pieniądze. Ostatecznie doszło nawet do badania wariografem. To była akcja jak w amerykańskim filmie sensacyjnym. Mizak został do maszyny podpięty kilkoma kablami, mierzono mu puls i ciśnienie. Musiał odpowiedzieć na kilkadziesiąt pytań. Poważnych, w stylu czy dostawał jakieś pieniądze na funkcjonowanie zespołu, ale i banalnych, czy ma syna, jaki jest miesiąc i czy stolicą Rosji jest Moskwa - mówi nam pracownik klubu doskonale zorientowany w całej sytuacji. Po kilku dniach na biurko prezesa trafił wynik. Badanie wykazało, że Mizak jest czysty jak łza. - Zrobiono mu ogromną krzywdę. W całej Polsce środowisko piłkarskie plotkowało, że Mizak musi mieć coś na sumieniu, skoro w takim sposób został odsunięty od pierwszego zespołu. Od początku byłem przekonany w jego niewinność, znam go od kilkunastu lat i wiem, że to uczciwy człowiek - mówi Robert Dymkowski, były piłkarz i dyrektor sportowy Pogoni. W klubie zmieniony front wobec Mizaka. Cofnięto jego zawieszenie, a prezes Jarosław Mroczek wysłał go na urlop, na którym przebywa do dziś. Do tej pory nikt jednak w klubie nie wyjaśnił jakie są losy Mizaka i dlaczego w taki sposób potraktowano działacza, który przy pierwszej drużynie funkcjonował od ponad 15 lat. Oficjalnych przeprosin Mizak też się nie doczekał. Sytuacja w klubie wcale jednak się nie uspokoiła, wręcz przeciwnie. Kilka dni po odesłaniu kierownika na urlop do dymisji podał się Smolny. Jego zwolnienie odbyło się w akompaniamencie trzaskających w klubie drzwi. Prezes Mroczek w wydanym oświadczeniu zapewniał jednak, że rozstano się w przyjaznej atmosferze i we wzajemnym poszanowaniu. Ale to tylko mydlenie oczu i próba wyjścia z twarzą z całej tej sytuacji. Klub prowadzi negocjacje w sprawie sprzedaży udziałów Grupie Azoty i pełna prawda mogłaby utrudnić zawarcie transakcji.
źródło: Dariusz Jachno (Przegląd Sportowy)
|
|