„Jedyna słuszna droga, Pogoń IV ligowa…” – transparent takiej treści pojawił się na jednym z meczy Pogoni Nowej w B-klasie w asyście pieczołowicie namalowanej sektorówki. Czas pokazał, że dziś to hasło jest jak najbardziej aktualne. Po raz kolejny okazało się bowiem, że Antoni Ptak to osoba nieobliczalna, która zmienia zdanie co godzina. Wczoraj na niespełna miesiąc przed startem rozgrywek okazało się, że Pogoń Szczecin najprawdopodobniej zagra właśnie w czwartej a nie w drugiej lidze. - Zwyciężyć i spocząć na laurach to klęska, a być niepokonanym i nie ulec to zwycięstwo - mówił wczoraj podczas konferencji prasowej na której ogłoszono zerwanie rozmów z działaczami ze Rzgowa, wiceprezydent Jarmoliński, cytując Piłsudskiego. Przykład GKS-u Katowice pokazał, że ciężką pracą można osiągnąć bardzo wiele, a czwarta liga to niekoniecznie totalna katastrofa. Kibice skazywanego na zagładę klubu, dzisiaj dwa lata po rzekomym upadku mogą świętować awans do II ligi.

Początki nie były jednak łatwe. - Po rundzie wiosennej w 2005 roku, kiedy zostaliśmy zdegradowani do drugiej ligi, szybko okazało się, że spółka Dziurowicza dalej już nie pociągnie. Zaczęliśmy szukać rozwiązania, które uratowałoby nasz ukochany klub. Było kilka opcji przejęcia miejsca w drugiej lidze. W końcu jednak doszliśmy do wniosku, że najlepiej dla Gieksy będzie, jeśli nasze Stowarzyszenie Sympatyków Klubu GKS przejmie prowadzenie drużyny. - relacjonuje Artur Łój, wiceprezes GKS-u.

Dość prędko stało się jasne, że spółka Dziurowicza ma olbrzymie długi, które w wypadku przejęcia miejsca w II lidze nadal ciążyłyby na klubie, a Stowarzyszenie na starcie dysponowało zaledwie kilkoma tysiącami złotych ze sprzedaży kibicowskich gadżetów.
- Byliśmy młodzi i pełni entuzjazmu, przy czym żaden z nas nie miał doświadczenia w prowadzeniu klubu, ale wierzyliśmy że nam się uda i zdobędziemy sponsorów. W lipcu zdecydowaliśmy, że zaczynamy od zera. Na początku naszej działalności mieliśmy tylko deklaracje o woli pomocy zaledwie od kilku firm.

W ostatnim sezonie GKS-u w pierwszej lidze frekwencja na Bukowej wynosiła średnio 3 tysiące. Młodzi działacze liczyli, że jeśli frekwencja w IV lidze wyniesie około 2 tysięcy osób to będzie wielkie święto. - Pół godziny przed pierwszym meczem stadion świecił pustkami i byliśmy lekko podłamani, ale wtedy przyleciał chłopak, który stał na bramie i zaczął wołać żeby otwierać dodatkowe bramy i kasy, bo na zewnątrz się kotłuje. Na pierwszy mecz w czwartej lidze ze Źródłem Kromołów przyszło 5 tyś ludzi, a półtora miesiąca później na derbowym spotkaniu z głównym kontrkandydatem do awansu - GKS Tychy - stadion pękał w szwach – mecz oglądało 10 tysięcy osób. - relacjonuje wiceprezes Gieksy.


W katowickim klubie nikt nie odpuszczał, wspólna praca, szeroko zakrojone akcje marketingowe, polityka prorodzinna sprawiły, że stadion dalej tętni życiem i coraz częściej pojawiają się na nim całe rodziny, a oprawy i dopingu czy frekwencji na wyjazdach może im pozazdrościć nie jeden pierwszoligowy klub. 24-letni Łój, który GKS-owi kibicuje od dziecka nie ma wątpliwości, że te dwa lata w niższych ligach przyniosły im wiele pożytku.

- Pod względem kibicowskim przeżywamy prawdziwy rozkwit, frekwencja wzrosła o ponad 100% w porównaniu z latami w pierwszej lidze. Nawet wówczas, gdy walczyliśmy o mistrza kraju, zdobywaliśmy Puchar Polski, graliśmy w UEFA, nie mieliśmy takiej widowni jak teraz w czwartej i trzeciej lidze. Barażowe spotkanie o wejście do trzeciej ligi z BKS Bielsko-Biała obejrzało 12 tyś osób. Po odsunięciu Dziurowicza kibice znowu uwierzyli, że to ich klub: nowy, czysty, bez machlojek i krętactwa. Na Bukową wrócili kibice, którzy przez lata nie chodzili na mecze.

Nie zawsze było kolorowo.
- Te dwa lata to był dla nas ogrom ciężkiej pracy i poświęceń. Nadal uczymy się na błędach, ale staramy się wyciągać z nich wnioski. Zresztą ze strony urzędów i policji cały czas spoczywały na nas wymagania pierwszoligowe. Dzisiaj jako klub jesteśmy przygotowani na grę w II lidze, jednak naszym celem ciągle jest awans do najwyższej klasy rozgrywkowej i walka o tytuł mistrzowski. Goethe napisał, że "Głęboki upadek prowadzi do wielkiego szczęścia" – przyjęliśmy te słowa jako nasze motto i wierzymy, że nam się uda.


A co wiceprezes GKS-u Katowice sądzi o sytuacji w Pogoni? - Dzięki czwartej lidze przeżyliśmy swoisty katharsis, odrodziliśmy się niczym feniks z popiołów. Wierzę, że w Pogoni po latach nieudolnych rządów Gondorów, Ptaków i innych tym podobnych zajdzie podobny proces. Trzeba wierzyć w sukces i cały czas iść do przodu, nie przejmować się trudnościami, bo łatwo na pewno nie będzie. Przede wszystkim nowi włodarze Pogoni muszą pamiętać dla kogo to robią i czym jest Pogoń. Przyznam szczerze, że jak tylko zobaczyłem, że mamy zagrać w pierwszej kolejce w Szczecinie to ciśnienie mi zdrowo skoczyło. Powrót po dwóch latach na szczebel centralny i od razu debiut z tej klasy przeciwnikiem i to na wyjeździe zapowiadał wiele emocji. Kiedy wczoraj dowiedziałem się, że Pogoni zabraknie w drugiej lidze czułem spory żal. Jednak po gruntownej analizie problemów Pogoni doszedłem do wniosku, że dla całej społeczności szczecińskich kibiców może tak będzie lepiej. Życzę kibicom Pogoni, aby tak jak u nas oczyścił się klimat wokół klubu i w niedługim czasie granatowo – bordowi powrócili na swoje miejsce - jeszcze więksi i jeszcze silniejsi.

źródło: własne