Rozmowa redaktora Głosu Koszalińskiego z Robertem Żolikiem, trenerem piłkarzy Astry Ustronie Morskie

Na kolejkę przed zakończeniem pierwszej rundy Astra jest wiceliderem rozgrywek czwartej ligi. To niespodzianka?

- Raczej nie. Już przedsezonowe mecze towarzyskie, w których pokonaliśmy wysoko między innymi zespół Gwardii Koszalin, pokazały, że będę miał dobrą drużynę. Przez dość długi czas byliśmy nawet liderem. Nadal oczywiście mamy na to szansę. Pogoń Szczecin, zespół, który przewodzi ligowej tabeli wyprzedza nas tylko o punkt. A w tym roku rozegramy jeszcze trzy mecze i możemy znaleźć się na czele, ale równie dobrze możemy spaść aż na szóstą pozycję. W czubie panuje bowiem spory ścisk.

Astra dużo strzela i mało goli traci. Wygląda na to, że w zespole wszystko jest w porządku?

- Niezupełnie. Uważam, że byłoby lepiej, gdyby nie utrudniający nam grę przepis wprowadzony przez Zachodniopomorski Związek Piłki Nożnej. Dotyczy nakazu gry w zespole aż trzech młodzieżowców. W całej Polsce istnieje wymóg gry dwóch takich piłkarzy. Przez ten zapis zwycięzca naszej grupy, który stoczy z wylosowaną drużyną baraż o prawo gry w zreformowanej drugiej lidze będzie na starcie na słabszej pozycji. Z drugiej strony taka miejscowość jak Ustronie Morskie ma niewielką liczbę mieszkańców i trudno jest wyselekcjonować aż tylu nadających się do walki w pierwszym zespole młodych piłkarzy. Dlatego przed rozgrywkami sięgnąłem po utalentowanych zawodników z innych klubów. Ale miałem sporego pecha, bo zarówno Rokicki jak i Włodarczyk doznali kontuzji. Na tym przepisie cierpią także starsi zawodnicy, którzy mogliby z powodzeniem otrzymywać więcej minut. U mnie w takiej sytuacji są Podbryga i Lenkiewicz.



Za to drugą młodość przeżywa Andrzej Wojciechowski.

- To chyba jego najlepsza w życiu runda. Strzelił dwanaście goli. Ostatnio, po pauzie spowodowanej przymusową przerwą za kartki, nieco się zaciął, ale zaczął za to znakomicie podawać. Obserwuję go bacznie na treningach i widzę jaki jest na siebie zły. Jestem pewien, że w tym roku jeszcze coś ustrzeli.


Kogo obok Wojciechowskiego wyróżniłby pan w swoim zespole?

- Praktycznie wszystkich. Dziś mogę powiedzieć, że w Ustroniu doczekaliśmy się zespołu. Jesteśmy drużyną pełną gębą. Chłopaki potrafią się nawzajem mobilizować i asekurować. Jeżeli jednemu gra nie idzie, zaraz znajduje się następny, który bierze na siebie ciężar. Proszę zauważyć, że Chołys, który jest pomocnikiem na koncie ma aż dziewięć goli. Naszą siłą jest doświadczona defensywa, ale i bardzo skuteczny atak.



W sobotę gracie z rewelacją tego sezonu, drużyną Dębu Dębno. Obawia się pan meczu?

- Nic podobnego. Nam gra się zdecydowanie lepiej z teoretycznie mocniejszymi rywalami. Trenera Dębu znam dobrze jeszcze z czasów naszej gry w piłkę. On był zawodnikiem Stilonu Gorzów, a ja Chrobrego Głogów. Nie ma co ukrywać, Tomek zrobił w Dębnie kawał dobrej roboty. Piłkarska prawda jest jednak i taka, że beniaminek z każdym rozegranym meczem gra coraz słabiej, a my z Dębem zmierzymy się w samej końcówce sezonu. Można powiedzieć, że na deser.

źródło: gk24.pl