Kiedy emocje po czwartkowym spotkaniu już opadły, chcemy podzielić się z Państwem naszą opinią na temat historycznego meczu z mistrzem Polski w Skolwinie w 1/16 Fortuna Pucharu Polski.

Gospodarze od początku spotkania zagrali bez kompleksów z utytułowanym rywalem i już w pierwszej akcji meczu mogli objąć prowadzenie, lecz po dograniu Szymona Kapelusza w pole karne kilkunastu centymetrów zabrakło Pawłowi Krawcowi by wpakować piłkę wślizgiem do bramki Legii. W odpowiedzi ze swojej szybkości skorzystał Mahir Emreli lecz świetnie uprzedził go Przemysław Matłoka. Świtowcy grali odważnie i przed kolejną szansą stanął Paweł Krawiec, który uderzył w swoim stylu i zmusił do sporego wysiłku Cezarego Misztę.

W 35 minucie Legioniści mieli rzut rożny, po którym główkował Mehir Emreli, tu Przemysław Matłoka zdołał odbić piłkę do boku, ale ta spadła pod nogi Lindsay’a Rose, który strzałem pod poprzeczkę otworzył wynik zawodów. Przed przerwą jeszcze jedna szansa Pawła Krawca, który próbował lobować bramkarza Legii, ale uderzył zbyt lekko.

Mogło się wydawać, że w drugiej połowie Świt opadnie z sił, tymczasem podopieczni Andrzeja Tychowskiego jeszcze mocniej przycisnęli gości z Warszawy. Sporo ożywienia wniósł wprowadzony Adam Nagórski, który sprawiał mnóstwo problemów Arturowi Jędrzejczykowi, który musiał kilka razy ratować się faulem. Najpierw po rzucie rożnym wykonywanym przez Adama Ładziaka Legioniści omal nie strzelili sobie bramki samobójczej. W 50 minucie meczu miała miejsce największa kontrowersja, kiedy to faulowany Mahir Emreli leżący na boisku postanowił sam wymierzyć sprawiedliwość i kopnąć bez piłki Kacpra Wojdaka… sędzia skonsultował się z wozem VAR i ostatecznie Azerowi się upiekło i zobaczył tylko żółty kartonik, choć asystent doskonale widział całą sytuację z odległości 2 metrów. W 54 minucie Świt miał najlepszą okazję do zdobycia gola, kiedy to po zgraniu Patryka Bila dwukrotnie po strzałach Kacpra Wojdaka piłkę z lini bramkowej wybijali Artur Jędrzejczyk i Mateusz Wieteska. Nawet komentatorzy spotkania dziwili się jak piłka nie wpadła w tej sytuacji do siatki. Pózniej było dużo walki w środkowej strefie boiska, gdzie prym wiódł wprowadzony Brazylijczyk Luquinhas. Szansę na drugiego miał Artur Jędrzejczyk, ale posłał piłkę po rzucie rożnym obok słupka. Świt ambitnie walczył do końca o odrobienie strat, ale brakowało już klarownych sytuacji do zdobycia gola. Świtowcy zaprezentowali się dziś z bardzo dobrej strony na tle renomowanego rywala i po ostatnim gwizdku czuli spory niedosyt, bo mistrz kraju był tego dnia w ich zasięgu.

Fantastycznie spisali się również kibice, którzy pojawili się tłumnie na niewielkim obiekcie w północnym Szczecinie. Widok blisko tysiąca błękitno-białych szalików uniesionych podczas odgrywania Świtowskiego hymnu zapierał dech w piersiach i z pewnością dodał animuszu podopiecznym Andrzeja Tychowskiego - DZIĘKUJEMY! Warto też wspomnieć wizytę kibiców z Warszawy, którzy żeby wesprzeć swoją drużynę przypłynęli drogą wodną na wał od strony dawnej fabryki papieru. Na spotkaniu obecny był też Artur Boruc, który przyjechał wspomóc drużynę mimo kontuzji i zasiadł na ławce rezerwowych oraz chętnie pozował do pamiątkowych zdjęć z kibicami w północnym Szczecinie, klasa! Historyczny mecz w Skolwinie był prawdziwym piłkarskim świętem, które tylko udowodniło, że Ci kibice i ta drużyna zasługują by rozgrywać i oglądać mecze w cywilizowanych warunkach, czyli na zmodernizowanym obiekcie.

ŚWIT SZCZECIN - LEGIA WARSZAWA 0:1(0:1)
0:1 Lindsay Rose 35’

Świt: Matłoka - Bil (85’ Żukowski), Kuzko, Baranowski, Kisły - Wojdak (75’ Potoczny), Wojtasiak, Białczyk, Krawiec (46’ Nagórski), Ładziak (64’ Mach) - Kapelusz.

Legia: Miszta - Rose (66’ Kisiel), Wieteska, Jędrzejczyk - Johansson, Ciepiela (84’ Çelhaka), Ślisz, Kastrati (Lopes), Muçi (46’ Luquinhas), Ribeiro - Emreli (90’ Włodarczyk).

źródło: Świt Szczecin FB