Głośnym echem odbiła się w mediach i wśród kibiców żeńskiej siatkówki decyzja Grupy Azoty o zaprzestaniu sponsorowania obiektu przy ul. Szafera w Szczecinie. Sprowadziła się ona do tego, że Chemik Police nie będzie już występować na parkietach tejże hali. Wróci do gry w Policach. Pytanie tylko co z Ligą Mistrzyń? Kolejna wyprowadzka? O genezę sporu zapytaliśmy prezesa spółki, która zajmuje się zarządzaniem Azoty Areny.

Pan Norbert Rokita w rozmowie z nami stwierdził, że wycofanie się Grupy Azoty ze sponsoringu nie będzie tragedią, ale decyzją, która go zaskoczyła i która wymusza podjęcie szybkich działań. - Dla nas to wyzwanie, a nie tragedia. Trzeba szukać innego sponsora na nazwę. Problem jest taki, że współpraca kończy się na niespełna miesiąc przed wygaśnięciem umowy (15 września - dop. red.). Lepiej byłoby, gdybyśmy znali stanowisko trzy miesiące wcześniej. Wtedy można podjąć zdecydowanie więcej kroków, chociażby z poziomu wynajmu powierzchni biurowej - mówi.

- Jestem zbulwersowany tym, że jako podstawowe informacje stawia się kwestie wygórowanej propozycji, którą mieliśmy złożyć Chemikowi. To jest niezgodne z prawdą. W ubiegłą środę mieliśmy spotkanie z prezydentem Soską, wiceprezesem Grupy Police, prezesem Chemika Police i panią Marią Liktoras, na którym ustaliliśmy, że my i klub się dogadujemy i uzgodniliśmy warunki. Istotne było, czy Grupa Azoty porozumie się z miastem. To zawsze (od 2014 roku - dop. red.) była transakcja łączona. Ustaliliśmy wówczas, w jakim paragrafie umowy mamy pole manewru i jakie pieniądze chce nam płacić klub Chemik Police - dodaje.

Z jego ust padła jasna deklaracja, że rzeczywiście do klubu z Polic została wysłana propozycja mówiąca o 70-procentowej podwyżce, ale w innym kontekście została ona przedstawiona. - Oczywiście przyznaję się do tego pisma. Padła z mojej strony tego typu propozycja. Po blisko dwóch miesiącach braku odpowiedzi, miasto i my przedstawiliśmy ofertę, że jeżeli nie zostanie podpisana umowa między klubem Chemik Police, miastem Szczecin i Areną Operatorem, to nie będzie cen preferencyjnych, tylko komercyjne. To był element negocjacji. Każdy, kto je prowadzi, wie, że takie rzeczy się robi - twierdzi Rokita.

Hala przy Szafera otworzy się teraz na pozostałe szczecińskie kluby? Zarządca obiektu twierdzi, że tak. Inną kwestią jest, czy te wszystkie zespoły zechcą tam znów grać i trenować. - Prawda jest też taka, że zdecydowanie więcej ludzi przychodzi na koncerty, targi, wydarzenia kulturalne niż na mecze. To jest poważny problem. Nie zamykamy się. Organizowanie meczów przy wielkości tej hali jest pewnym problemem dla klubów, bo one są po prostu drogie przy bardzo niskiej frekwencji. Żaden szczeciński zespół nie podnosiłby problemu, jakby miał frekwencję na poziomie 4 tysięcy widzów. Miałby taki zwrot z biletów, że nie byłoby dyskusji o żadnych kłopotach finansowych. Tej frekwencji nie ma. Nawet Chemik takiej nie miał - podkreśla.

Z tego, co się dowiedzieliśmy utrzymanie obiektu to koszt rzędu 7 mln złotych, czyli naprawdę nie jest to mała kwota. Grupa Azoty przez trzy lata sponsoringu zostawiła w Szczecinie jedynie 2,1 mln zł, czyli ok. 700 tys. zł brutto rocznie.

Pytanie, które pozostaje obecnie bez odpowiedzi, to kiedy i czy w ogóle uda się znaleźć następcę. Jak sądzicie? Czekamy na wasze opinie i komentarze.

źródło: własne