W piękną, słoneczną sobotę w Gryfinie, w samo południe odbył się hitowy mecz tej kolejki. Czwarte Morzycko Moryń przyjechało powalczyć o punkty z liderem tabeli, miejscowym Energetykiem.

Spotkanie obfitowało w praktycznie wszystko w czym lubuje się kibic piłki nożnej nie tylko na tym poziomie rozgrywkowym: duża ilość bramek, czerwona i żółte kartki, gol samobójczy, rzut karny, szarpanina oraz mnóstwo kopaniny. Przybyłym na stadion kibicom od początku mogło się wydawać, że to będzie jednostronne widowisko. Po 20 minutach Energetyk prowadził już 3:0, z czego drugi gol goście wbili sobie sami w kuriozalnej sytuacji (obrońca podawał do swojego bramkarza, którego złapał na wykroku).

Z piłkarzy z Morynia jakby zeszło powietrze. Cofnęli się głęboko i nie wyrażali chęci do gry. Gospodarze co jakiś czas przeprowadzali akcję, ale nic z tego już nie wynikało. Gra głównie toczyła się w środku pola. Trener Morzycka dość szybko zareagował i już w 36 minucie dokonał dwóch zmian. Jednym ze zmienników był bramkarz, który zastąpił od początku meczu dość niemrawego kolegę. To rozruszało gości. Zawodnicy Morzycka raz za razem przeprowadzali kontratak, prostopadłymi piłkami uruchamiali swoich napastników. Po jednej z tych akcji bramkarz miejscowych sparował piłkę na słupek i rzut rożny, by za chwilę wyciągać już futbolówkę z siatki. Do końca pierwszej połowy wynik nie uległ zmianie.

Po przerwie obraz gry zmienił się całkowicie. Teraz to piłkarze Energetyka bronili się, a goście rzucili się do ataków. Po jednej takiej akcji obrońca gospodarzy dotknął piłki ręką w polu karnym i sędzia wskazał na wapno. Niestety dla Morzycka, wykonawca egzekucji fatalnie spudłował i trafił w słupek. Sytuacja ta nie zapaliła czerwonej lampki w piłkarzach z Gryfina, ich obraz gry zupełnie się nie zmienił. Wyglądało to nawet jakby zaczęli już grać na czas. A Moryń atakował coraz śmielej. W 75 minucie zrobiło się 3:2. Energetyk w końcu zaczął wychodzić mentalnie z szatni. Przeprowadził kilka ładnych kontr i trochę ostudził zapędy gości. Zaczęły puszczać im też nerwy. W doliczonym czasie gry doszło do wydawałoby się zwykłego faulu. Jednak piłkarz z Morynia od razu doskoczył do leżącego przeciwnika i zaczął mu ubliżać. Kilku innych zawodników z obu drużyn dobiegło i zaczęła się szarpanina. Lecz sędzia szybko opanował sytuację i bez wahania pokazał czerwoną kartkę prowodyrowi, który nawet nie protestował, oraz żółtą poszkodowanemu. Abstrahując od tego czy gospodarz przy tym faulu faktycznie sprowokował czymś zawodnika gości, teksty (tutaj cytat) 'ty szmato' nie powinny mieć miejsca. Trochę ogłady i kultury osobistej panowie piłkarze. Wracając do meczu, gdy wydawało się, że spotkanie zakończy się takim samym wynikiem jak na jesień (w Moryniu 3:2 dla Energetyka) obrońca gospodarzy sfaulował przed polem karnym. Moryń skrzętnie to wykorzystał i bezpośrednim strzałem z rzutu wolnego w okienko doprowadził do remisu. Po tym sędzia od razu zakończył mecz.

Dla Morzycka należą się brawa za walkę i ambicję, która z wydawałoby się beznadziejnej sytuacji przyniosła im 1 punkt na terenie lidera. Energetyk natomiast powinien wynieść z tego meczu ważną naukę. Z pewnością awansują do 4 ligi, jednakże z takim sposobem grania czeka ich walka co najwyżej o środek tabeli.

źródło: własne