![]() - Jakie wrażenia po finałowym turnieju mistrzostw świata U-20 w Kanadzie? - Bardzo pozytywne. Pełne stadiony, wspaniali rywale, oprawy meczów. Do tego fakt, że w Kanadzie mieszka sporo Polaków, wpływał na atmosferę podczas naszych spotkań. Kiedy na meczu z Brazylią po raz pierwszy ryknęli jednym głosem, aż ciarki przeszły mi po plecach. Świetne uczucie. Poza stadionem kibice nie tylko wywodzący się z naszego kraju podchodzili i prosili o autografy, zdjęcia. To bardzo miłe.
- Z piłkarskiego punktu widzenia - odnieśliście sukces, czy raczej czujecie niedosyt?
- Czasem myślę, że wyjście z tak silnej grupy to spore osiągnięcie. Jednak apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc niedosyt też jest. Mam mieszane uczucia. - Zapewne chciałeś zaliczyć więcej minut na boisku? - Oczywiście, ale od ustalania składu jest trener. Tworzymy jedność w zespole i nawet dwójka bramkarzy, którzy w ogóle nie powąchali trawy na mundialu, pokornie pracowała na treningach i zgrupowaniu. Takie jest życie piłkarza, że nie zawsze się gra. Szczególnie w kadrze. - Kibice głowią się - co się stało w meczu z USA? - To bardzo dobry zespół, co potwierdził wygrywając potem z Brazylią. Mojej oceny nie zmienia porażka Amerykanów z Austrią. Z nami rozegrali mecz życia, a my z kolei zaprezentowaliśmy się słabo. Na pewno jakieś znaczenie miał nasz wcześniejszy, wyczerpujący mecz z Brazylią. Nie byliśmy jednak za bardzo rozluźnieni - wygraną z ekipą Canarinhos świętowaliśmy tylko dzień, potem ostro zabraliśmy się do pracy i byliśmy dobrze zmotywowani. - Argentyna nie była do ogrania? - Wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby udało się utrzymać prowadzenie 1:0 do przerwy. A tak, dostaliśmy gola do szatni i drugiego tuż po wyjściu z niej. - Czerwona kartka Janczyka w końcówce była zupełnie niepotrzebna. - Zgadzam się, ale można Dawida zrozumieć. Argentyńczycy bardzo nas prowokowali jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Na rozgrzewce wykopywali nam piłki, Wojtek Szczęsny został przez jednego z nich opluty. Obrońca pilnujący Janczyka przy każdym starciu uderzał go łokciem albo pięścią, a sędzia tego nie widział. W końcu Dawid nie wytrzymał. - Jak oceniasz obecność w Kanadzie selekcjonera pierwszej reprezentacji? - Leo Beenhakker nie narzucał się, był jednak do dyspozycji sztabu pracującego z nami na co dzień. Stał z boku, obserwował. Bardzo pozytywnie odbieram jego postać, podejście do futbolu. Holender zwraca uwagę nie tylko na grę, ale też na zachowanie przed, po i w trakcie meczu czy treningu. To wnikliwy obserwator. Mam nadzieję, że zapamiętał mnie. W moim przypadku droga do pierwszej reprezentacji jest jednak bardzo długa. - Wróciłeś do Polski, ale chyba w Policach już nie zagrasz? - Słyszałem o zainteresowaniu moją osobą Lecha Poznań i ten kierunek wydaje mi się atrakcyjny. Chcę się rozwijać i tam miałbym doskonałe warunki. Nic nie jest jednak jeszcze przesądzone.
źródło: Głos Szczeciński
|
|