1 listopada obchodziliśmy radosny dzień Wszystkich Świętych, dziś w deszczowym, nostalgicznym nastroju wspominamy wszystkich naszych bliskich zmarłych. Odwiedzamy kościoły, cmentarze, zapalamy świeczki, znicze, składamy kwiaty. Dni te skłaniają do refleksji...
Życie ludzkie jest nadzwyczaj kruche i może zakończyć się w najmniej spodziewanej chwili, nawet na boisku piłkarskim. Niewiele dni upłynęło od tragicznego czwartkowego wieczoru, gdy na szczecińskim boisku przy ul. Witkiewicza na początku meczu oldbojów Pogoni i Stali zasłabł były piłkarz Stali Stocznia - Zdzisław Kula (na zdj.). Mimo szybkiego przyjazdu karetki, nie udało się uratować mu życia. Wyczynowo grał w piłkę w latach 80-tych, choć wielkiej kariery nie zrobił. Z klubem z Bandurskiego związany był do swych ostatnich dni. Był cichy, spokojny, wybitnie bezkonfliktowy i potrafił każdego wysłuchać. Właśnie dlatego miał bardzo wielu przyjaciół.
W październiku odszedł też były prezes Pogoni Edward Wiater, który szefował piłkarzom w latach 80-tych. Z jego nazwiskiem wiążą się takie sukcesy, jak finał Pucharu Polski we Wrocławiu, czy gra w Pucharze UEFA z FC Köln. Nie był prezesem przyniesionym w teczce, często odwiedzał szatnię, a piłkarze mówili o nim: „swój chłop'.
Niedawno pożegnaliśmy byłego piłkarza, a później trenera - Kazimierza Sokołowskiego. Jako zawodnik związany był głównie z Pogonią Szczecin i to już od pierwszych lat istnienia naszego klubu. Później grał także w Pionierze Szczecin i Gwardii Koszalin. Po zakończeniu czynnej kariery został trenerem i szkolił młodzież w Pogoni. Na wybitnych piłkarzy wychował dwóch swoich synów - Jerzego i Kazimierza. Był bardzo lubiany przez młodzież, ale nie tylko przez nią, bo starsi też darzyli go sporym szacunkiem. W tym roku zmarł też Ludwik Konarski, były bramkarz Pogoni Szczecin, który w 1958 r. wywalczył z nią historyczny awans do I ligi. W Pogoni występował przez cztery sezony, w latach 1958-61, a więc m.in. w okresie, kiedy „chłopcy Floriana Krygiera” zanotowali historyczny awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. W decydujących rozgrywkach II ligi „Pszczółka' (bo taki nosił boiskowy przydomek z powodu charakterystycznych żółto-czarnych getrów) wystąpił prawie we wszystkich kolejkach, będąc bardzo pewnym punktem zespołu. Zmarł także były reprezentant Polski oraz czterokrotny mistrz Polski - w tym raz jako trener - Jerzy Wyrobek. W sezonie 2002/03 był szkoleniowcem Pogoni Szczecin i wytrwał z klubem do końca sezonu, mimo że ten chylił się ku upadkowi i nie miał żadnych perspektyw. Właśnie za to zdobył ogromny szacunek w oczach sympatyków portowców. Sport poniósł dużą stratę gdy zmarł Roman Lukstaedt, były piłkarz, trener i przede wszystkim działacz sportowy. To właśnie z jego inicjatywy powstał wSzczecinie futbol w wydaniu kobiecym, a zespół Roma Szczecin przez długi czas zaliczał się do najlepszych w Polsce. Był on w klubie tzw. człowiekiem-orkiestrą; pełnił jednocześnie funkcję trenera, prezesa, kierownika, zaopatrzeniowca, porządkowego i jeszcze „matkował' piłkarkom. Ze szczecińskiego środowiska sportowego odeszła wybitna indywidualność, jaką niewątpliwie był Czesław Kałucki, człowiek-orkiestra sekcji kajakarskiej Wiskordu Szczecin. Był pasjonatem sportu, człowiekiem pracowitym, skromnym i życzliwym ludziom. Zwany był przez przyjaciół Tasiemką, jako piłkarz grał w Unii, a później na całe dalsze życie związał się z kajakami. Przez jego klub przewinęło się wielu wybitnych sportowców, z medalistami (w tym złotymi) igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata, Europy czy Polski. Za jego kadencji Wiskord nazywano biurem matrymonialnym, bo w klubie skojarzyło się aż 14 par małżeńskich. Pożegnaliśmy w tym roku także człowieka-ikonę w środowisku szczecińskiego tenisa stołowego, Henryka Grzesiaka, który praktycznie do swych ostatnich dni nie rozstawał się z rakietką... Nie sposób wymienić wszystkich ludzi sportu, których już nie ma z nami. Wierzący mają nadzieję, że nasza rozłąka z nimi jest tylko chwilowa i jeszcze spotkamy się na pięknych sportowych arenach, tych niebiańskich...
źródło: (JM)
|
|