Po największym sukcesie w karierze - awans do ubiegłorocznego finału Masters Cup w Szanghaju eksportowy polski debel: Marcin Matkowski (Szczecin) - Mariusz Fyrstenberg (Warszawa) rozstaje się. O tym i nie tylko dla Gazety Wyborczej Marcin Matkowski. Po porażce w pierwszej rundzie w Paryżu z Maheshem Bhupattim (Indie) i Radkiem Stepankiem (Czechy) 4:6, 0:6 doszło do męskiej rozmowy między wami w szatni? - Żadnej poważnej rozmowy nie było. Po prostu Mariusz powiedział mi, że Wimbledon chciałby zagrać w parze z Łukaszem Kubotem. Bez chwili zastanowienia powiedziałem mu - OK. Nie było żadnych kłótni i roztrząsania przyczyn naszych porażek. Po prostu musimy się rozstać, bo razem nie uzyskujemy wyników, na jakie liczyliśmy. Z tego, co wiem treningi nie wskazują na to, byście byli w złej formie. Ktoś was nawet określił mistrzami sparingów. - Forma jest, tylko wyników nie ma. Tak to wygląda i trudno nam znaleźć przyczynę takiego stanu rzeczy. Dlatego musimy spróbować grać osobno. Już kiedyś przyniosło to powodzenie. To po rozejściu złapaliśmy formę i mieliśmy najlepszy sezon w karierze.
Mariusz powiedział mi, że od jakiegoś czasu rozglądaliście się za innymi zawodnikami, z którymi moglibyście grać. Jesteś już z kimś dogadany?
- W piątek wyjeżdżam na turniej Gerry Weber do Halle. Zagram tam z Kristofem Vliegenem z Belgii. Umówiłem się z nim dopiero po naszej porażce w Paryżu. Vliegen ostatnio jest w dobrej formie. W singlu i deblu plasuje się koło 50. miejsca w rankingu. Zobaczymy, jak nam pójdzie. Na kolejne turnieje na kortach trawiastych też się wstępnie umawiałem z kilkoma graczami, ale to jeszcze nic pewnego. Jest środek sezonu, większość debli już jest utworzona na stałe, stąd te problemy. W tej chwili nie wiem jeszcze, z kim zagram w Wimbledonie. Czemu rozstajecie się właśnie teraz? - Jest kilka powodów. Pierwszy to brak wyników. Przegraliśmy oba wielkie szlemy. Na trawie nigdy nam nie szło dobrze, więc pewnie i trzeci turniej Wielkiego Szlema nie przyniósłby nam zbyt wielu punktów. Sezon mamy praktycznie przegrany. Straty punktów zbyt duże, by myśleć o tym, że jesienią odrobimy punkty. Dobrze więc spróbować właśnie teraz czegoś innego. Czy to oznacza, że nie zobaczymy pary Fyrstenberg - Matkowski na korcie? - Nie. Rozstajemy się na trawę. To raptem trzy turnieje. Potem razem zagramy w Sopocie. Obiecaliśmy to organizatorom. Razem będziemy też zapewne grali deble w reprezentacji daviscupowej. Co będzie później, trudno powiedzieć. Dużo zależy od wyników. W lipcu Mariusz się żeni. Pojedziesz na ślub? - Oczywiście, choć zaproszenia jeszcze nie dostałem, ale Mariusz mi mówił, że dopiero we wtorek je wydrukowano. Na ślub jadę, a zaraz po nim razem z nim pojedziemy do Sopotu. Rezygnacja ze wspólnej gry na kortach trawiastych nie miała wpływu na nasze stosunki poza kortem. Jesteśmy przyjaciółmi. Rozmawiał: Mariusz Rabenda
źródło: Gazeta Wyborcza
|
|