Portorykańczyk pochodzenia latynoskiego był jednym z czołowych graczy AZS Koszalin zajmujący pozycję rzucającego. Mający niespełna 25 lat Javier Mojica debiutował w tym sezonie na polskim parkiecie.
Mieszkasz w Worcester, Massachusetts. Niewątpliwie jest to daleka droga z USA do Polski. Jak się znalazłeś w Koszalinie? - Zaraz jak tylko ukończyłem uczelnię Connecticu w Worcester poprosiłem mojego agenta, aby znalazł drużynę, z którą mógłbym grać. Dostałem najlepszą ofertę od AZS Koszalin. Spakowałem się i tu przyjechałem.
Był to Twój pierwszy sezon w Polsce. Co możesz powiedzieć o tym kraju?
- Życie w Polsce znacznie różni się od tego w USA. Gdy reprezentowałem drużynę Północy w Meczu Gwiazd miałem okazję trochę zwiedzić Waszą stolicę. Bardzo spodobało mi się to miasto. Czy masz jakąś ulubioną polską potrawę? - W zasadzie to nie. Nie próbowałem zbyt wielu polskich potraw, więc trudno mi którąś wymienić. Czy znasz jakieś słowa w języku polskim? - Jedyne, co zapamiętałem to: 'Dzień dobry', 'Do widzenia', 'Dobranoc' i 'Dziękuję'... (Śmiech) wszystkie na 'D'. W biało-niebieskich barwach AZS Koszalin grałeś z numerem 44. Czy ta liczba oznacza coś szczególnego? - Od samego początku grałem z numerem 44 i tak już po prostu zostało. Nic szczególnego nie oznacza ta liczba. Dla drużyny, którą reprezentowałeś sezon się już zakończył. Co teraz będziesz robił? - Wracam do domu tak szybko jak tylko będzie to możliwe. Stęskniłem się za swoimi bliskimi. Jakie masz plany na przyszły sezon? - Nie zastanawiałem się jeszcze nad tym. Na razie jest jeszcze na to za wcześnie. Niewątpliwie jednak chciałbym dalej grać. A gdzie? To się dopiero okaże. Rozmawiała: Iwona Gruszczyńska
źródło: azs.koszalin.pl
|
|