ligowiec.net strona główna
redaktor dyżurny:
paulinus
siatkówka / Ekstraklasa kobiet
siatkówka / Ekstraklasa kobiet -
Kłos: Życzcie mi szczęścia

autor: Słowo Sportowe
- Biorę wynik MŚ na siebie, bo sam zdecydowałem, że chcę poprowadzić drużynę na mistrzostwach - mówi były trener kadry siatkarek, Ireneusz Kłos. Jeszcze w Sylwestra był oficjalnie selekcjonerem reprezentacji Polski. Reprezentacyjny etap zakończył jednak na mundialu w Japonii, a na początku grudnia został szkoleniowcem pierwszoligowego Piasta Szczecin.



Nie żałuje Pan?

- Trochę tak. Gdy decydowałem się na samodzielne prowadzenie kadry, miałem większe wyobrażenie tego, co nam się uda osiągnąć. Szczególnie jeśli chodzi o wynik z Mistrzostw Świata. Z drugiej strony - chciałem spróbować tej pracy. Nie codziennie przecież dostaje się propozycję prowadzenia kadry.
Chciał Pan ją prowadzić, czy może został Pan postawiony w sytuacji przymusu, jako asystent odchodzącego trenera Andrzeja Niemczyka?

- Nie musiałem. Gdy Niemczyk zrezygnował, to mi zadano pytanie, czy zgodzę się poprowadzić drużynę przez dalszą część przygotowań i Mistrzostwa Świata. Zastanawiałem się i po jakimś czasie podjąłem ostateczną decyzję. To była moja decyzja.



Nie bał się Pan wówczas, że po odejściu Małgorzaty Glinki i Niemczyka w atmosferze skandalu, sytuacja w kadrze jest nie do poukładania?

- Obawy były. Z drugiej strony wydawało mi się, że jako człowiek, który przez trzy lata pracował z drużyną, jako asystent trenera Niemczyka, mam największe szanse poskładania tego do kupy i uspokojenia złych nastrojów. Okazało się, że nie udało się tego zrobić. Jeszcze na kwalifikacjach do Mistrzostw Świata w Warnie wszystko poszło pomyślnie. Mieliśmy szczęście. Ale w Japonii nas ono opuściło. Już w pierwszym meczu ze słabiutką Kenią - żółtodziobem na tego typu imprezie - mieliśmy ogromne problemy z wygrywaniem akcji. Mistrzynie Europy nie mogą mieć problemów z pokonaniem takiego przeciwnika. Nie tłumaczy nas brak trzech dziewczyn z podstawowej szóstki: Doroty Świeniewicz, Gośki Glinki i Agaty Mróz. Mimo tych osłabień byłem jednak przekonany, że na mundialu potrafimy zająć lepsze miejsce niż 15.



Andrzej Niemczyk musiał odejść?

- Nie musiał. Sam porzucił drużynę. Po Grand Prix w Chinach powiedział, że rezygnuje. On - dojrzały, dorosły mężczyzna podjął taką decyzję, mając świadomość tego, że dla tej drużyny jest to bardzo ważny moment, bo za kilka tygodni są Mistrzostwa Świata, do których przygotowywane były od roku. Dlatego dziwię się teraz, gdy słyszę, że Andrzej powinien wrócić, bo niesłusznie z niego zrezygnowano. Nie! To on sam zrezygnował.



Ale on odszedł, bo nie zgadzał się, by niektóre zawodniczki przejęły rządy w reprezentacji.

- Nie wiem, czy tak rzeczywiście było.



Jak to nie wie Pan? Był Pan wtedy w kadrze.

- Owszem, więc nie potwierdzam tego, że niektóre siatkarki chciały dominować.



Po mistrzostwach to Pan został kozłem ofiarnym.

- Tak to wyglądało. Biorę to na siebie, bo sam zdecydowałem, że chcę poprowadzić drużynę na mistrzostwach. A na słabszy wynik złożyło się wiele czynników, jak choćby to, że dwie środkowe: Kasia Skowrońska i Masza Liktoras musiały się latem poddać zabiegom i wypadły z przygotowań. Do tego Milena Rosner i Asia Mirek nie wzięły odpowiedzialności za grę na swoje barki. Do nich mam największe pretensje, bo zawiodły mnie w największym stopniu. Im dalej w las, tym było gorzej. Kolejne porażki powodowały, że grupa zamiast się cementować - rozpadała się. Dziewczyny szukały błędów nie u siebie, a u innych. A to trener zły, a to koleżanki grają nie tak, a to winny był związek.



Nie za szybko objął Pan reprezentacyjne stery? Niczego Pan wcześniej nie osiągnął jako trener.

- Zgadza się. Bywałem wcześniej tylko drugim trenerem, zarówno w Gwardii Wrocław, jak i w kadrze. Brakowało mi doświadczenia, którego nie zdążyłem nabrać na stanowisku trenerskim. Takie doświadczenie szczególnie istotne jest w reprezentacji, gdy pracuje się z zawodniczkami ukształtowanymi, do których trzeba docierać w sferze psychiki, a nie techniki. Do psychiki kadrowiczek nie udało mi się dotrzeć.



A może Kłos był zbyt miękki na prowadzenie kadry siatkarek?

- Może tak. Może gdybym huknął, wyzywał, to miałbym lepsze efekty. Ja wolę docierać do nich na zasadzie koleżeńskiej. Być może to jest błędne. Cały czas uczę się trenerki, bo jeszcze przecież nie tak dawno biegałem w krótkich majtkach po parkiecie. Popełniłem błędy, może teraz bym inaczej postąpił prowadząc kadrę, ale czasu nie da się cofnąć.



Konkurs na nowego trenera reprezentacji jest otwarty. Może Pan złożyć ofertę.

- Nie złożę. Dawno podjąłem taką decyzję, że przynajmniej na razie wystarczy. Może kiedyś. Teraz chcę zyskać doświadczenie w pracy w klubie.



Czy kadrze siatkarek potrzebna jest rewolucja?

- Tak, bo po zdobyciu dwóch Mistrzostw Europy te dziewczyny osiadły na laurach. Im cały czas się wydaje, że niezależnie od formy w jakiej będą - sukcesy im się należą. Już nie pracują, by podwyższać swoje umiejętności - żyją tym, co było. Nie potrafią się zmusić do pracy, która umożliwiłaby im przeskoczenie z poziomu europejskiego do światowego. Poza tym w głowach dziewczyn w tej kadrze siedzi przeświadczenie, że one nie pokonają Kuby, Brazylii czy Chin, a od pewnego czasu także choćby Włoszek. Dlatego potrzeba rewolucji, dołączenia zawodniczek, które będą wolne od tych przeświadczeń.



Czemu Pan wybrał pracę z dziewczynami. Przecież sam Pan się pozbawia takich argumentów, jak opieprzenie kogoś, czy wręcz zbluzganie, co niektórzy trenerzy stosują?

- Kończyłem studia pedagogiczne i miałem sporo do czynienia z psychologią. Chcę korzystać z tego, czego się uczyłem - także w pracy trenerskiej. Jeszcze grając w Luksemburgu dostałem propozycję objęcia drużyny żeńskiej. Zespół co roku zajmował ostatnie miejsce w II lidze. Niższej nie ma. Zastanawiałem się długo. Poszedłem wreszcie na trening. Pomyślałem, że spróbuję. To było nowe wyzwanie. Po dwóch latach, trenując i bez wzmocnień, awansowaliśmy do I ligi. Byłem przeszczęśliwy i było to bardzo ważne doświadczenie dla mnie.



Później pracował Pan z mężczyznami w Gwardii Wrocław, jako asystent Macieja Jarosza. Z kim jest łatwiej pracować?

- U dziewczyn nie ma problemów natury alkoholowej. Przynajmniej z tymi, z którymi ja pracowałem. Wiem, że w lidze polskiej są zawodniczki, które potrafią wypić sporo, ale nie będę mówił o nazwiskach i co ważne - ja z nimi nie musiałem pracować. To sporadyczne wypadki, że dziewczyna "pójdzie po bandzie". Natomiast u chłopaków to częsty przypadek, by nie powiedzieć - nagminny. Jest tak, że po tygodniu ciężkiej pracy w sobotę wieczorem chłopaki idą na dyskotekę i tam właśnie "idą po bandzie". Praca całego tygodnia daje w łeb, bo alkohol wypłukuje wszystko.



Kiedyś pytałem Huberta Wagnera, czemu się nie pozbędzie z drużyny Morza Szczecin rozgrywającego Pawła Zagumnego, z którym toczył wojnę. Wagner powiedział, że dlatego, bo rozgrywający powinien być skur... i "Guma" taki jest. Pan, jako rozgrywający też taki był?

- Ja nie. Może nawet niestety nie. Nigdy nie byłem taki przez duże "S" jak "Guma" czy Grzesiek Wagner. Denerwowało mnie, jak wystawiałem zawodnikowi na pojedynczy blok, a ten walił w siatkę lub w aut, ale dusiłem to w sobie. Zawsze byłem grzeczny - zarówno w domu, jak i na boisku.



W Piaście ma Pan taką grzeczną, zbyt spokojną Martę Szymańską.

- To nie zawsze musi przeszkadzać. Wielu zawodników lubi takiego reżysera gry. Gdy widzi, że rozgrywający w spokoju robi swoje, też gra spokojniej. Nie wszyscy muszą mieć wodza na rozegraniu. Marta ma wielki potencjał i już bardzo duże umiejętności.



Kto jeszcze z Piasta może zrobić karierę?

- Wydaje mi się, że Paulina Rolińska i Ania Związek. Jeśli poprą swoją dobrą pracą rozwój umiejętności, to mają szansę trafić kiedyś do kadry. Pozostałe dziewczyny też mają duży potencjał, ale Paulina i Ania oprócz potencjału mają też doskonałe warunki fizyczne. Ostatnio jest przecież taka tendencja, że nie same umiejętności decydują o powołaniu do kadry, ale także warunki fizyczne. Nie mówię, że jest to trend zawsze słuszny, co udowodnili choćby Dorota Świeniewicz czy Sebastian Świderski. Nie zawsze ponad dwa metry wystarcza, by być skutecznym.



Kingę Kasprzak wykreowano na liderkę Piasta. Słusznie?

- Ona zna swoje miejsce w zespole i jest bardzo pożyteczna. Tylko też musi jeszcze bardzo dużo pracować. Wszyscy pamiętają jej siarczyste uderzenia, ale nie pamiętają, że sporo tych ataków jest nieskutecznych. Ona jest ustawiana na pozycji przyjęcia z atakiem, ale nie ma naturalnego przyjęcia. Ja ją widzę raczej jako atakującą po przekątnej.



Przesunie Pan Marlenę Twaróg ze środka na skrzydło?

- Chciałbym, tylko że obecnie Paulina Dutkiewicz ma problemy zdrowotne i brakuje mi środkowych. Nie wykluczone jednak, że Anię Związek ustawię jako środkową i wtedy będę mógł Marleną grać jako przyjmującą. Na pewno sobie poradzi.



Ma Pan postawiony cel - awans do ekstraklasy.

- Nie jest to taka presja, że ja bezwarunkowo muszę. Oczywiście bardzo bym chciał, bo wiem, że wiele z tych dziewczyn w Piaście marnuje się w I lidze. Jako asystent trenera reprezentacji w poprzednim sezonie jeździłem na mecze ligowe i żałowałem, ze Piast spadł z ekstraklasy, bo to był perspektywiczny zespół. Dlatego teraz dziewczyny powinny wrócić - dla samych siebie.



Przychodząc do Piasta miał Pan sporo szczęścia. Na dzień dobry łatwy przeciwnik, pewna wygrana i do tego wyniki w całej kolejce ułożone pod Piasta, który awansował z piątej na drugą pozycję.

- Dlatego mówię: życzcie mi szczęścia, a nie zdrowia. Co z tego, że będę zdrowy, jak nie będę miał szczęścia i na przejściu jakiś pajac mnie puknie. W pracy też potrzebne jest szczęście.



Sam Pan wspomniał o zdrowiu. Wiem, że po pracy z kadrą nie było z nim najlepiej.

- Zaczęły mi się robić wrzody. Na dwunastnicy, gdzieś na żołądku, które powodowały nieznośny ból. Wydawało mi się, że to ma związek z sercem, bo objawy były podobne jak przy zawałach: pieczenie w gardle, ból w klatce piersiowej i ogólne osłabienie - bliskie omdleniu. Obawiałem się, że mam to, co mój ojciec, który zmarł na zawał serca. Przebadałem się trzy razy. Okazało się, że serce mam jak dzwon, ale inne rzeczy są owrzodzone.



Rachunek wystawiony przez reprezentację?

- Miałem to wcześniej, ale tam zaczęło się to nasilać. Stres nie sprzyjał dobremu samopoczuciu. Do tego podróże, brak regularnego życia. Po powrocie z Japonii położyłem się do szpitala, bo wiedziałem, że nie ma żartów. Teraz wiem, co mi jest i potrafię nad tym zapanować. Nic smażonego czy pieczonego - gotowane, jak emeryt, ale da się z tym żyć.


zdjęcie: Słowo Sportowe
źródło: Gazeta Wyborcza
 

multimedia
najnowsze multimedia





co ? gdzie ? kiedy ?
poprzedni kwiecień 2024 nastepny
Pon Wt Śr Czw Pt Sb Nd
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30          
dzisiejsze newsy
piłka nożna/A klasa: 1
piłka nożna/B klasa: 1
piłka nożna/III liga: 2
piłka nożna/IV liga: 3
piłka nożna/Juniorzy: 1
piłka nożna/Klasa Okręgowa: 2
piłka nożna/Pozostałe rozgrywki: 2
 
top komentarze
newsy:
1 » Ryszard Tarasiewicz now »
mecze:
30 » Gavia Choszczno-Olimp Z »
25 » Wrzos Borne Sulinowo-Po »
19 » Orzeł Wałcz-Chemik Poli »
12 » Myśla Dargomyśl-Dąb Dęb »
12 » Mirstal Mirosławiec-Jed »
12 » Błonie Barwice-KS Dziko »
11 » Pogoń Wierzchowo-Błonie »
10 » Zawisza Grzmiąca-Wiarus »
10 » Pogoń Barlinek-Sokół Su »
9 » Pomorzanin 1964 Nowogar »
aktualnie na portalu
zalogowanych: 2
emil123 MatiGeralt
gości: 4
statystyki portalu
• drużyn: 3129
• imprez: 151699
• newsów: 78136
• użytkowników: 81111
• komentarzy: 1173641
• zdjęć: 896716
• relacji: 40620
Najwiďż˝kszy Skateshop w Szczecinie.


widzisz błąd na stronie - zgłoś go nam
© 2006-2024 - by ligowiec team
Polityka Cookies