Przegrywając tydzień temu na własnym boisku z DrinkTeamem wałczanie definitywnie stracili szanse na zajęcie miejsca na pudle. Zwycięstwo w ostatniej kolejce w Karlinie ze zdegradowanym już do II ligi Sokołem przyniosło nam jednak wiele satysfakcji i radości. Satysfakcja była tym większa, że gospodarze robili wszystko, byśmy w ogóle do nich nie przyjechali. Na szczęście po meczu pokazali klasę i mogliśmy spokojnie pogadać przy piwku i kiełbasie a także szczerze życzyć sobie najlepszego. Ale po kolei.
Wybierając się na mecz do Karlina zdawaliśmy sobie sprawę, że nawet zwycięstwo nie poprawi zajmowanej przez nas dotychczas czwartej lokaty a w przypadku porażki moglibyśmy spaść na szóste miejsce. Do tego doszły kłopoty ze zebraniem jedenastki, bo przecież w tym samym dniu siedmiu naszych kolegów grało w Wałczu w meczu wspomnień a prezes Sokoła Karlina nie chciał się zgodzić, mimo wcześniejszych obietnic, na rozegranie meczu awansem. A gdy dodamy jeszcze, że kilku kolegów grających zawsze lub prawie zawsze u siebie na mecze wyjazdowe tradycyjnie nie jeździ, to nasze obawy o wynik w Karlinie, a przede wszystkim o skład były uzasadnione. Mimo tych kłopotów pojechaliśmy, powalczyliśmy i zwyciężyliśmy. Od początku meczu graliśmy zmobilizowani, narzucając sokolistom swój styl gry, potrafiliśmy stworzyć kilka okazji na zdobycie prowadzenia, nie wykorzystanych jednak przez Dziekana i Smodiego. Okazja z 15 minuty Krzyśka Smodisa to nie była setka, to była trzysetka! Gospodarze sporadycznie ale groźnie kontratakowali. W 25 minucie napastnik gospodarzy po wymanewrowaniu naszej obrony i bramkarza trafił z pięciu metrów w stojącego na linii bramkowej Wieśka Powalisza. 10 minut później straciliśmy jednak gola, kiedy w zupełnie niegroźnej sytuacji piłka podskoczyła na nierówności terenu i po rękach naszego bramkarza wturlała się do bramki. Na szczęście kwadrans po przerwie Dziekan z dużym spokojem wykończył naszą zespołową akcję a po minucie wspaniałym strzałem z kilkunastu metrów w długi róg zaskoczył bramkarza gospodarzy. W 70 minucie było już 3:1, kiedy to Smodi dosłownie wepchnął do bramki pozostawioną przez gospodarzy bezpańsko w polu bramkowym piłkę, a sokolistów dobił na 10 minut przed końcem meczu Zyga Pisała, wybiegając zza pleców obrońców i bez problemów pokonując załamanego bramkarza gospodarzy. Kilka minut przed końcem meczu Sokół zdobył drugiego gola po nieporozumieniu Darka Michalika z Leszkiem Bułakowskim ale to było wszystko, na co gospodarzy tego dnia było stać. Było to nasze szóste wyjazdowe zwycięstwo, co przy tylko czterech wygranych na własnym boisku daje wiele do myślenia. Jest jednak się z czego cieszyć, bo czwarte miejsce jest najlepszą lokatą, jaką udało nam się zająć w całej historii PLO!
źródło: kpt
|
|