Środowa wygrana z Politechniką Częstochowa 3:1 zapewniła wam utrzymanie w I lidze siatkarek. Czy to była dla was łatwiejsza przeprawa niż przed rokiem? - Ciężko ocenić. Teraz i wtedy doszło do piątego spotkania, które zawsze jest bardzo nerwowe. Wydaje mi się, że Częstochowa jest zespołem zdecydowanie lepszym niż Łańcut, którego ograłyśmy rok temu. Mają wyższy zespół, gra tam więcej zawodniczek z dobrymi umiejętnościami. To, że Politechnika znalazła się tak nisko, jest sporym zaskoczeniem. Cieszę się, że to my się utrzymałyśmy, ale aż dziwne, że Politechnika spadła. Co zadecydowało o waszym sukcesie. Tylko atut swojego boiska? - Po części na pewno tak. Dużo obserwatorów określa nas mianem zespołu własnego boiska i przyznaję, że łatwiej nam się gra u siebie. Tu trenujemy, znamy warunki, kibiców, każdy centymetr parkietu. Hala miała duże znaczenie, ale może jeszcze większe - nasz serwis. Dobrze zagrywaliśmy, czym ułatwiliśmy sobie grę. Nazywają nas najlepiej serwującą drużyną. U siebie, dzięki serwisowi, potrafiłyśmy wygrywać spotkania z zespołami z górnej półki. Końcówka rundy zasadniczej i play-offy to dobra forma Chemika. Czemu tak późno? - Może na początku sezonu brakowało nam zgrania. Parę dziewczyn odeszło, pojawiły się nowe. Nowa też była rozgrywająca, a to zawsze wiąże się z koniecznością złapania porozumienia na parkiecie. Zgrywanie musiało potrwać. Na szczęście w najważniejszym momencie tworzyłyśmy już zespół. Chciałabym, by skład został zatrzymany. Pozwoli to na lepszą grę w przyszłym sezonie. Chemik może zbudować mocnego ligowca? - Może, ale przecież wiadomo, że nie same chęci wystarczą. Wszystko zależy od finansów. Wiem, że tu chętnie przyszłyby grać lepsze zawodniczki, ale w zamian liczą na dobre pieniądze. W Policach jest klimat dla siatkówki? - Jest, i to świetny. Atmosfera od początku do końca była idealna. Od kibiców po prezesów, a na nas samych kończąc - wszystko było super. Nie było żadnych sprzeczek. Tego można nam już pozazdrościć. Rozmawiał Jakub Lisowski
źródło: Gazeta Wyborcza Szczecin
|
|