W 4 minucie Adam Werra strzelił na bramkę Bejłoczu, nogę nadstawił Wojciech Rodziński i Przyjaciele Salosu objęli prowadzenie. W drużynie Bejłoczu aktywny był zwłaszcza Marek Marecik - w 6 minucie trafił w poprzeczkę. Minutę później spróbował uderzenia piętą, ale skończyło się na rzucie rożnym. Przewaga należała do Bejłoczu, który dopiął celu w 9 minucie. Jakub Kaczmarczyk podał ze skrzydła do Marcina Hryniewicza, a ten przytomnie posłał piłkę nad bramkarzem. Pierwsze dziesięć minut pokazały, jak ten mecz będzie wyglądał.
Młodzi Gracze Bejłoczu mieli znacznie więcej sił i mocno naciskali rywali. Kto ile ma sił, najlepiej widać było po rezerwowych - zawodnicy Bejłoczu obserwowali poczynania swoich kolegów na stojąco, a Przyjaciele Salosu ciężko siedzieli na ławce. W 11 minucie skutecznym strzałem popisał się Bartosz Zaręba i było 2:1. Młodzi zawodnicy Bejłoczu jakby usatysfakcjonowani prowadzeniem cofnęli się i popełnili błąd - patrzyli biernie, jak Werra wymienia piłkę z Romualdem Jakubowskim - a ten drugi, mający w nogach sporo mocy, uderzył mocno z czuba i trafił na 2:2. I wtedy zaczęła się wymiana ciosów, która trwała już do końca spotkania.
W 15 minucie piękną akcją popisał się Kamil Nowak: minął po prawej stronie dwóch rywali i wyłożył piłkę Marecikowi - 3:2 dla Bejłoczu. Dwie minuty później kontra Przyjaciół Salosu, Werra zagrywa do Rodzińskiego i znów remis - 3:3
Do końca pierwszej połowy wynik nie uległ już zmianie. Po przerwie znów na prowadzenie wyszedł Bejłocz - Marecik strzałem pod poprzeczkę zakończył kontrę swego zespołu. Cieszył się z prowadzenia minutę, gdyż Rodziński znalazł się w odpowiednim momencie pod bramką rywali i wyrównał na 4:4. - Nie cofaj się! Każdy swego! - słychać było z ławki Bejłoczu. Mimo, że gry kontaktowej nie brakowało, sędziowie nie musieli nikogo wykluczyć z gry. Jednak w 32 minucie nie mieli wyjścia: po kontrze Przyjaciół Salosu Adrian Kronkowski wyszedł sam na sam z bramkarzem Bejłoczu. Grzegorz Borowiecki ruszył odważnie na spotkanie, ale dał się minąć i sfaulował rywala. Czerwona kartka, a jego miejsce w bramce zajął Zaręba. I to z niezłym skutkiem. Przyjaciele Salosu grali w przewadze, lecz długo nic z niej nie wynikało. Dopiero w 34 minucie Rodziński na raty (piłka odbiła się najpierw od słupka) posłał futbolówkę do bramki przeciwników. Więcej goli Przyjaciele strzelić nie potrafili i to się zemściło, gdy Bejłocz znów grał w pełnym składzie. Mirosław Greś i Kaczmarczyk wykonali najpiękniejszą akcję meczu: ten pierwszy zagrał loba, a ten drugi wyszedł do piłki i strzałem głową posłał ją do siatki. 5:5. Piłkarze obu zespołów zapragnęli przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. - Same Ronaldinho! - wrzasnął z wyrzutem ktoś z ławki rezerwowych Bejłoczu. Rzeczywiście, nie brakowało indywidualnych zagrań. W końcu błysnął Krzysztof Odlanicki z Przyjaciół Salosu. Założył "kanał" i było 6:5. Jednak chwilę później dwie minuty kary otrzymał jego kolega z zespołu Kronkowski. Piłkarze Bejłoczu nie za bardzo wiedzieli, jak wykorzystać tę okazję, ale w 46 minucie Kaczmarczyk wykończył składną akcję. W ostatnich minutach najbliżej szczęścia był Nowak, jednak nic z tego nie wyszło i mecz zakończył się sprawiedliwym podziałem punktów. Bramki: dla Bejłoczu - Hryniewicz (9), Zaręba (11), Marecik 2 (15, 28), Kaczmarczyk 2 (40, 46); dla Przyjaciół Salosu - Rodziński 4 (4, 17, 29, 34), Jakubowski (13), Odlanicki (44) BEJŁOCZ: Borowiecki - Kaczmarczyk, Bieńko, Hryniewicz, Marecik, Nowak, Greś, Bieńko, Bałdyka, Zaręba. PRZYJACIELE SALOSU: Matusiak - Werra, Łazowski, Rodziński, Odlanicki, Kronkowski, Klejber, Wądołowski, Jakubowski, Czerniawski.
źródło: www.halp.com.pl
|
|