Monika Pyrek, podobnie jak w dwóch ostatnich latach, spędziła Sylwestra w swoim szczecińskim domu. - Za każdym razem grono przyjaciół, z którymi się bawię, jest większe - mówi wicemistrzyni świata i Europy w skoku o tyczce - Teraz było nas dziewięcioro. Sami puszczaliśmy muzykę, raczej nie bawiliśmy się w rytmie ostatnich hitów. Po północy włączyliśmy telewizor, żeby obejrzeć, jak szaleją ludzie we Wrocławiu i Warszawie. Próbowaliśmy nawet naśladować instruktora tańca, ale szybko zrezygnowaliśmy, decydując się jednak na własny styl.
Wcześniej w mieszkaniu Moniki wystrzeliły korki szampanów. - Ściślej mówiąc, szampana i kilku win musujących. Sama otwierałam jedno z nich, oblewając siebie i sąsiadkę - śmieje się Pyrek - Wyszliśmy na dwór, żeby odpalić fajerwerki. Narzeczony jednej z koleżanek jest Irlandczykiem. U nich puszczanie sztucznych ogni jest zabronione, więc był zafascynowany tym, co zobaczył.
Tyczkarka bawiła się do trzeciej w nocy. - W Nowym Roku wstałam o jedenastej i zasiadłam przed telewizorem, żeby obejrzeć występ Adama Małysza w Turnieju Czterech Skoczni - opowiada Monika. - Teraz czeka mnie pakowanie, a trzeciego stycznia wyjazd do Saarbrucken. Na obozie przygotowawczym spędzę dwa tygodnie, później przeniosę się do Spały. Pierwszy start halowy zaplanowałam na 9 lutego w Walencji.
źródło: Przegląd Sportowy
|
|