Szczecińsko-warszawski debel Marcin Matkowski i Mariusz Fyrstenberg zagrają w Masters Cup - nieoficjalnych mistrzostwach świata tenisistów .
Prawo udziału w kończącej sezon imprezie, która w tym roku odbędzie się w Szanghaju, ma tylko ośmiu najlepszych singlistów na świecie i tyle samo debli. Decyduje liczba punktów zdobytych w całym sezonie. Jeszcze rok temu Polacy mogli tylko marzyć o starcie w takim turnieju. Jednak świetne tegoroczne starty (np. dotarcie do półfinału wielkoszlemowego turnieju Australian Open) sprawiły, że Matkowski i Fyrstenberg błyskawicznie awansowali w światowym rankingu.
- Przełom nastąpił w New Haven pod koniec sierpnia - mówi Lech Bieńkowski, osobisty trener Matkowskiego. - Chłopcy zagrali bardzo dobry turniej, awansowali do finału i uwierzyli w siebie.
Od New Haven Polacy kroczyli od sukcesu do sukcesu. Trzecia runda US Open, wygrany turniej w Bukareszcie, finały w Palermo i Bazylei oraz półfinał w Metz. Od miesiąca polska para jest na ósmym miejscu wśród debli. Żeby zagrać w Szanghaju, tę pozycję trzeba było obronić. Losy awansu ważyły się do wczoraj. Na turnieju w Paryżu Polacy musieli wypaść lepiej niż najgroźniejsi rywale - zajmujący w rankingu dziewiąte miejsce Szwed Simon Aspelin i Australijczyk Todd Perry. Polaków mogła też wyprzedzić dziesiąta para świata, Czesi Lukas Dlouhy i Pavel Vizner. W pierwszej rundzie Polacy wylosowali siódmą parę świata Jonathana Erlicha i Andy'ego Rama z Izraela. Dwa miesiące temu rywale wygrali z "Matką" i Frytką" 6:3, 6:3. - Teraz chłopcy grają na zupełnie innym poziomie - mówi Bieńkowski. - Wygrali gładko i spokojnie. Po wygranej naszych tenisistów kibice z niecierpliwością czekali na wyniki ich najgroźniejszych rywali. W środę wieczorem przegrali Szwed i Australijczyk, a wczoraj debel czeski. Polacy meczy rywali nie oglądali. - Gdy przegrywał debel szwedzko-australijski, byliśmy na kolacji - mówi Bieńkowski. - Jak byśmy patrzyli na wyniki innych, to byśmy dawno bzika dostali. Gdy w czwartek po południu grali Dlouhy i Vizner, nasi tenisiści mieli trening. - Dopiero po nim poznaliśmy wynik - mówi Marcin Matkowski. - Jestem szczęśliwy, że awansowaliśmy do Masters Cup. - Tak dobrze jak teraz chłopcy nie grali jeszcze nigdy - cieszy się Bieńkowski. - Do Paryża przyjechaliśmy, by wygrać cały turniej. Tak samo będzie w Szanghaju. Pula nagród w turnieju Masters Cup wynosi 3,7 mln dolarów. Osiem debli podzielonych zostanie na dwie grupy, w których każda para gra z każdym. Dwa najlepsze deble w grupach awansują do półfinału. Już sam start w turnieju gwarantuje Polakom 50 tys. dolarów nagrody. Zwycięzcy całego turnieju w zeszłym roku zarobili 205 tys. dolarów. Wojciech Fibak, 30 lat temu jako jedyny dotychczas Polak grał w turnieju Masters Gratuluję chłopakom awansu. To zwieńczenie ich świetnego sezonu. Pokazali w nim wielokrotnie, że potrafią grać z czołówką i wygrywać z najlepszymi. Tenis od moich czasów mocno się zmienił. Kiedyś w debla grali najlepsi singliści - tacy jak Bjern Borg, Ilie Nastase czy John McEnroe. Teraz nastąpił wyraźny podział na singlistów i deblistów. Mariusz i Marcin są jednymi z najlepszych w tej drugiej grupie.
źródło: gazeta.pl/ Mariusz Rabenda
|
|