Wydawało się, że stargardzianie pójdą za ciosem i z Poznania przywiozą jakąś zdobycz punktową. Tak się jednak nie stało. Podopieczni Krzysztofa Kapuścińskiego wyciągnęli pomocą dłoń poznaniakom. Dzięki wygranej Warta wydostała się ze strefy spadkowej. Co ciekawe mimo wygranej posady nie zachował opiekun poznańskiej drużyny. Tomasz Bekas rozstał się z Zielonymi za porozumieniem stron. W ostatniej kolejce rundy jesiennej Błękitni zagrają u siebie z GKS-em Bełchatów (sobota, 12 listopada, godzina 13).

Już w 7. minucie gospodarze objęli prowadzenie. Adrian Szynka dobrze wypatrzył Jakuba Kiełba. Ten pozostawiony bez opieki miał czas na przyjęcie piłki i oddanie strzału, który pokonał Przemysława Wróbla. W 12. minucie było już 1:1. Ze skraju pola karnego bezpańską piłkę uderzył Maciej Więcek. Kapitalny strzał zaskoczył Tomasza Laskowskiego. Tempo meczu mogło imponować. Gospodarze ponownie wyszli na prowadzenie, ale ich radość stłumił gwizdek arbitra. Zdobywca gola, Łukasz Spławski był na pozycji spalonej. Chwilę później gospodarze dobrze rozegrali rzut rożny i do siatki trafił Adrian Szynka. 19-letni pomocnik w sobotnie popołudnie często nękał defensywę gości. Mógł ustrzelić dublet, ale po jednym z dośrodkowań strzelił tuż obok bramki. Stargardzianie najbliżej wyrównania byli w 33. minucie. Tydzień temu Michał Magnuski ostemplował poprzeczkę bramki Olimpii, dziś trafił w słupek bramki Warty.

Pech nie opuścił Michała Magnuskiego także po przerwie. W 50. minucie 29-latek wykorzystał zamieszanie w polu karnym gospodarzy i oddał strzał. Niestety piłka tym razem zatrzymała się na poprzeczce. Jedni i drudzy nie rezygnowali z ataków. W 66. minucie arbiter nie uznał kolejnej bramki w sobotnim meczu. Tym razem do siatki ze spalonego trafił Filip Karmański. Kiedy Błękitni zaczęli podkręcać tempo, dwie wyśmienite okazje mieli gospodarze. Dwa groźne strzały zawodników Warty świetnie obronił jednak Przemysław Wróbel. Błękitni nie odpuszczali. Brakowało jednak celnych strzałów i klarownych sytuacji. Dystans stargardzian do czołówki znów się powiększył.

ďż˝rďż˝dďż˝o: własne